niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział V


 -Ah nareszcie w domu - wymruczał Severus.
  Zdjął  szatę i położył na oparciu kanapy. W samej już koszuli i spodniach usiadł na fotelu przed kominkiem. Jednym machnięciem różdżki przywołał do siebie kieliszek i butelkę wina. Nalał odrobinę i delektował się smakiem, odprężając się z każdym kolejnym łykiem.
 Nie było tak źle, chociaż wyśmiała go i była bezczelna....jak  jakiś gryfon...i to już pierwszego dnia. Jednak jakoś go to tak bardzo nie zdenerwowało. Było nawet zabawnie. Dziewczyna miała poczucie humoru, a jednocześnie była uprzejma. Nie, że ja polubił, bo tak nie jest, ale jej nie nienawidził jak każdego bachora. Od czasy do czasu znajdzie się widocznie jakiś gówniarz, który myśli. No i jeszcze się go nie bała. Może na początku okazywała zdenerwowanie, ale potem była rozluźniona. Było to zadziwiające, bo każdy się go bał. Jego postawy, jego wyglądu, jego wyrazu twarzy, a ona nie. Jakaś nowość. No cóż jeszcze nie miała z nim lekcji. Fakt ona lubi i rozumie eliksiry. Kolejna dobra cecha. Jedyna z nielicznych, która potrafi docenić wspaniałą sztukę warzenia eliksirów. Może ją zniesie przez te kilka tygodni. Zresztą nie będzie raczej zbyt wiele czasu do rozmów. Teleportacja do ministerstwa, test i powrót. No przecież na herbatkę go nie zaprosi - uśmiechnął się ironicznie do siebie - na pewno nie. Mogła by zostać ślizgonem. Taki uczeń byłby dla nich dobry. Zresztą nie ma innej opcji. "Snape" nawet z przypadku nie trafi do innego domu niż Slytherin. Jutro ostatni dzień odpoczynku. Trzeba go dobrze wykorzystać.
  Rozmyślał tak jeszcze przez chwilę. Gdy się spostrzegł wypił już połowę butelki. Odłożył napój na bok i poszedł do biblioteki. Wziął z niej kilka książek, oczywiście dotyczących eliksirów. Wszedł do sypialni, położył się na łóżku i zaczął czytać. Spędziła na tym zajęciu kilka godzin, aż koło  18:00, czytanie przerwało mu pukanie do drzwi. Z nie chęcią podniósł się z łózka i szybkim krokiem podszedł do drzwi by je otworzyć. W progu stał nie kto inny jak Dumbledore.
 -Witaj ponownie Severusie. Mogę wejść ?
 -A gdybym odpowiedział, że nie to byś sobie poszedł?
 -Dobrze wiesz, że nie - odpowiedział z uśmiechem.
Severus tylko westchnął i wpuścił, starszego mężczyznę do środka. Ten usiadł na kanapie i wskazał Severusowi fotel, aby na nim usiadł. Snape był oburzony. Albus się zachowywał jakby to był jego dom. Z nadąsaną mina siadł jednak na wskazanym miejscu.
 -No i jak ? - zapytał dyrektor.
 -Co jak ?
 -Polubiłeś Marikę?
 -Albusie, czego ty ode mnie oczekujesz ? Nie za duże wymagania?
 -To co o niej sądzisz?
 -Jest bezczelna, raz mnie nawet wyśmiała, jednak umiała prowadzić dość logiczną rozmowę. Dość...
 -Rozumiem. Czyli nie jest taka zła?
 -Nie denerwuje mnie, aż tak bardzo.
 -Przynajmniej tyle, ale bądź dla niej miły. Dzisiaj nie wiele brakowało, a zabił być ją wzrokiem. Nie miałem innego wyjścia i musiałem cię z nią zostawić sam na sam być się do niej przyzwyczaił.
 -Nie rób tak więcej. Tracę pół wakacji przez ciebie, a ty jeszcze mnie nie wtajemniczasz w swoje głupie zabawy.
 -Nie dąsaj się Severusie - zaśmiał się dyrektor.
 -Ja wcale się nie..dąsam - powiedział przez zęby. 
 -Dobrze, dobrze. Nie chce cię denerwować.
 -Za późno.
 -No cóż. To ja cię zostawiam samego.
 -Jak miło z twojej strony- odezwał się ironicznie.
 -To do widzenia. Spodziewaj się mnie w czwartek. Możesz przygotować jakieś ciasto i herbatę.
 -Tak oczywiście i co jeszcze.
    Dyrektor się tylko zaśmiał, mrugnął do niego okiem i wyszedł z domu.
 -Co za człowiek- mruknął do siebie Snape.
  Wstał z miejsca i ruszył kontynuować przerwane mu zajęcie. 
***********************************************************************************
     Marika w tym czasie siedziała na kocu w swoim ogrodzie. Dookoła miała pełno porozrzucanych rzeczy. Książki, farby, ołówki, kartki, płótna. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie miała weny na rysowanie, a materiału nie chciało jej się powtarzać po raz setny. Położyła się na plecy, wpatrując się w niebo. Dzisiaj było wyjątkowo ładne. Błękitne i pełno małych chmurek, które z pewnością kryły różne kształty jednak jej się nie chciało przyglądać jakie. Słońce grzało jej delikatnie twarz, a lekki powiew wiatru od czasu do czasu pieścił jej skórę. Przejechała koniuszkami palców po trawie. Uwielbiała jedwabistość tego zielonego "dywanu". Podniosła się i spojrzała na swój stary domek na drzewie, który zbudowała z tata kiedy była mała. To było dla niej królestwo. Spędzała tam całe dnie, płakała gdy było jej smutno i chowała się tam gdy chciała być po prostu sama. To był azyl. Wstała z ziemi i spokojnym krokiem podeszła do drzewa, dotykając dłonią kory. Tyle wspomnień. Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła wdrapywać się po drabince na górę. Weszła do małego pomieszczenia. Znajdował się tam mały stolik na którym leżało parę małych, lekko różowych filiżanek. Koło okienka znajdowała się półeczka, a dalej krzesełko. Gdy zrobiła krok do przodu poczuła, że na coś nadepnęła. Zerknęła w dół i zobaczyła kilka zamalowanych kartek. Schyliła się i po raz  kolejny się uśmiechnęła. Na rysunku znajdowała się ona. Na głowie miała tiarę w gwiazdki, a w prawej ręce trzymała patyk, który puszczał z końca iskry. Wpatrywała się tak jeszcze przez chwile w obrazek, aż coś w niej drgnęło. Patyk który puszcza iskry....? Jak mogła o tym zapomnieć? Fakt kiedyś myślała, że to zabawka, ale teraz...? To musiała być różdżka, ale skąd? Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Gdzieś musiała tu być. Szukała pod stosami rysunków które leżały w koncie, ale niestety jej tam nie znalazła. Podeszła do półki i ją otworzyła. Uśmiechnęła się triumfalnie i wyjęła z niej "patyk".  W jednej chwili poczuła przyjemny dreszcze na plecach oraz to jak jej magia przelewa się do prawej dłoni. To było tak wspaniałe uczucie, że aż zamknęła oczy i osunęła się po ścianie na ziemię. Po kilku minutach wróciła do siebie i przyjrzała się dokładnie różdżce. Miała kilka  wyrytych wgłębień. Prawdopodobnie były to jakieś znaki runiczne, jednak nie wiedziała co one oznaczają. Zastanawiała się skąd ona się w ogóle u niej wzięła. Skąd rodzice ją mieli. Musiała jak najszybciej porozmawiać o tym z mamą. Wybiegła z domku, prędko schodząc z drabinki. Pobiegła do mieszkania i nagle sobie przypomniała, że musi czekać na jej powrót. Lekko zdenerwowana, wróciła do ogrodu, by sprzątnąć swoje rzeczy.  




*********************************************************************************
Nie pisałam tutaj o doznaniach Mariki po spotkaniu z Sevem, bo to będzie w kolejnym rozdziale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz