niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział VII
Testy cz. II

 
Marika nie mogła się skupić w ogóle na teście. Myślała, że  zaraz się rozpłacze i to wcale nie dlatego, że było jej  przykro. Po prostu z nerwów. Co innego jak nauczyciele pomiatali nią gdy była sama. Nie obchodziło ją to wtedy. Zawsze uważała ich za nadętych cwaniaków więc wolała to ignorować i być mądrzejszą. Ale ten dupek robił to w czyjejś obecności. Przy jej nauczycielu. Pieprzony  Carey. Uczył się w ministerstwie i są tego efekty. Rozpieszczony idiota. I jeszcze "Dzięki panu zabrałem się za Eliksiry". Gdyby potrafił przyrządzić choć jeden  to by to zrozumiała, ale on był przerażająco tępy. Sztuka ważenia eliksirów  były dla niego tak samo obca jak uprzejmość czy skromność. Jego prowadzenie lekcji kończyło się na podręczniku. Czytał jej  po prostu to co było w nim zawarte. Równie dobrze sama mogła to zrobić i nie tracić czasu na tego idiotę. Czasem prosiła tych dość znośnych nauczycieli, by przynosili jej jakieś książki o eliksirach by mogła się bardziej rozwijać w tej dziedzinie. Choć niechętnie to się jednak zgadzali. Jednym z dwóch takich nauczycieli był Dave Walker. Uczył ją zielarstwa i musiała przyznać, że lekcje były naprawdę w porządku. Nie przepadała za tym przedmiotem, ale przynajmniej nie słyszała cały czas obelg na swój temat.
   Przestała myśleć o nieważnych w tej chwili sprawach. Teraz test i poprawne go napisanie było najważniejsze. Oby niczego nie zapomniała...powtarzała w myślach. Przejrzała cały test. Było około trzydziestu pytań plus wypracowanie. Przeczytała temat i się rozpromieniła. Miała napisać o eliksirze wielosokowym, czyli jakie składniki, jak się go przyrządza, opisać jego działanie i jak korzystanie można go wykorzystywać. Przewróciła test na pierwszą stronę i przeczytała pierwsze zadanie. "Co to są eliksiry?" Myślała ze zaraz wybuchnie śmiechem. Takie pytanie na sumach...zabawne. Nie mieści jej się w głowie, że ktoś na piątym roku może nie wiedzieć co to są eliksiry. Jeśli istnieje taka osoba to musi być wyjątkowo głupia. Zaczęła pisać szybko odpowiedź i po pół minucie zabrała się za drugie polecenie. " Wyjaśnij pojęcie - Inokreacja". Kolejne banalne pytanie. Jeśli ten test ma tak wyglądać skończy go w godzinę. Jednak dalej pytania były trudniejsze. Większość dotyczyła eliksirów, ich składników, zastosowań, ich antidotum. Musiała zapisać kilka wzorów magicznych. Jak to dobrze że znała Tablice ViruSojewa na pamięć. Kilka zadań naprawdę sprawiło jej trudność. Jak się miało tak mało lekcji praktycznych to nie ma się co dziwić.
 Gdy pisała czuła wyraźnie czyjś wzrok na sobie. Z pewnością nie był to Carey. On uważał że ściany są ciekawsze od niej. Snape wpatrywał się w nią intensywnie, aż dreszcze ją przechodziły. Mógłby tego nie robić, to ją dekoncentrowało. Nie lubiła być w centrum uwagi.
  Po półtorej godzinie zapisała ostatnie zdanie w swoim wypracowaniu. Przeleciała szybko po teście, by sprawdzić czy wszystko uzupełniła. Wstała  z miejsca i podeszła do biurka za którym siedzieli mężczyźni.
 -Już - zapytał zaskoczony Snape.
Marika nie zdążyła odpowiedzieć, gdyż Carey musiał się wtrącić. Spojrzał na nią z pogardą.
 -Pół godziny przed czasem. To czego nie wiedziałaś? - zapytał, a głupi uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
 -Napisałam wszystko - odpowiedziała dumnie.
Carey wyrwał jej test z ręki po czym zaczął go przeglądać. Z jego twarzy zniknął uśmieszek a pojawiła się złość.
 -Ściągałaś ?
 -Że co? - zapytała zszokowana dziewczyna.
 -Przepraszam bardzo -odezwał się  Snape - jak to niby miała zrobić ?
 -Jakoś widocznie mogła. Niemożliwością, jest, żeby to wszystko napisała i skończyła przed czasem - mówił poważnym tonem.
 -Nie wiem co cię tak dziwi. Z tego co wiem od profesora Dumbledore'a to jest dobra z eliksirów.
 -To chyba jakieś żarty -zakpił.
 -Że co? -powtórzyła - znam się bardziej na nich niż ty! - krzyknęła.
Mężczyzna poderwał się z miejsca.
 -Jak śmiesz się tak do mnie odzywać ty....
 -Odzywam się tak jak pan do mnie -  syknęła.
Marika nie mogła w to uwierzyć. Oskarżył ja o ściąganie. Pewnie sam nie znał odpowiedzi na połowę pytań. Jak on został nauczycielem? No tak pieniążki tatusia.  Zerknęła na Snape'a. Myślała, że zabija ją wzrokiem jednak on....śmiał się. Znaczy jeśli to w ogóle był śmiech, ale wydawało jej się, że tak. Spojrzała z powrotem na urzędnika. Przez chwilę piorunowali się nawzajem spojrzeniem. W pomieszczeniu panowała głucha cisza, którą  przerwał Snape głośnym westchnieniem.
 -Ehh...gdzie dowody? A może uważasz, ze to  nie potrafię pilnować uczniów ? - zapytał gniewnie.
 -Nic takiego nie powiedziałem - zaczął się tłumaczyć - Z nią wszystko jest możliwe. To bezczelna gówniara. Przecież pan słyszy jak się do mnie odzywa. Pieprzona szlama - ostatnie słowa odpowiedział ze znanym już jej uśmieszkiem.
-Ty... - wy warczała Marika, po czym wyciągnęła różdżkę i skierowała ją w twarz  Carey'a. Co on sobie wyobraża. Nie obchodziło jej czy będzie mieć kłopoty czy nie. Ten kretyn zasłużył na karę. Przez te pięć lat ja poniżał, ale z tym już koniec. Spojrzała mu w oczy. Bał się, cholernie się bał. Uśmiechnęła się w duchu triumfalnie. Masz ty pieprzony skurwielu. Pokonany przez szesnastolatkę, to dopiero upokażające. Snape nic nie robił. Siedział spokojnie i powstrzymywał śmiech. Pasowało jej to. Widocznie nie miał zamiaru pomagać urzędnikowi.
-Skąd masz różdżkę? - zapytał cicho Carey - nie dawaliśmy ci żadnej na stałe -mówił coraz głośniej - ukradłaś!?
-Co?! Nie ukradłam. Nie twoja sprawa skąd ją mam! A teraz Przeproś !
-Chyba kpisz!
-Przeproś! - warknęła
-Radze ci przestać. Przecież nie chcesz mieć kłopotów. Mam bardzo dobre stosunki z panem ministrem i...
 Jednak nie dokończył. Snape już z poważnym wyrazem twarzy wstał, wyrwał dziewczynie różdżkę i ją schował. Złapał ją za ramię i prowadził do wyjścia.
-Wrócimy za godzinę na testy praktyczne. Tobie radzę nikomu nic nie mówić. Sprowokowałeś ją. Jestem świadkiem. Dyrektor stanie po mojej stronie. Wywalą cię.
 Na twarzy urzędnika na nowo pojawił się strach.
-Ale ona.....musi ponieść jakieś konsekwencję !
-Spokojnie. Ja się nią zajmę - powiedział, a na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
Carey tylko kiwnął głową. Severus wyszedł z pomieszczenia ciągnąc za sobą dziewczynę i po chwili nie było ich już w ministerstwie. Wylądowali przed jakimś domem, który był otoczony lasem a przed nim znajdowało się jeziorko. Pięknie, pomyślała Marika. Wzięła kilka głębszych oddechów i od razu była spokojniejsza.
-Gdzie jesteśmy? -zapytała Snape, który stał do niej plecami.
-Chodź - odpowiedział tylko.
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Dziewczyna szła za nim niepewnie. Przekroczyła próg, zdjęła trampki i szła dalej za mężczyzną. Gdy znalazła się w salonie stanęła jak wryta wpatrując się w piękno tego pomieszczenia. Ściany miały taki sam kolor, jak końcówki jej włosów. Podłoga była z kamienia, a na niej leżał wielki  zielony dywan z motywem węża. Przed kominkiem z kamienia stała czarna, wygonie wyglądająca kanapa. Obok niej stały dwa fotele, a przed nią szklany stolik. Między drzwiami wykonanymi z czarnego drewna stały półki z książkami. Snape podszedł do kredensu, którego wcześniej nie zauważyła i wyjął z niego mała buteleczkę.
-Siadaj - powiedział wskazując jeden na kanapę.
Zrobiła posłusznie co jej kazał. Usiadł obok niej, stawiając na stół dwa kubki i butelkę jakiegoś napoju.
-Masz, to cię uspokoi.
Marika wzięła od niego buteleczkę i wypiła całą zawartość. Już po chwili poczuła jak cała pozostała złość znika.
-Dziękuję - podziękowała po czym uśmiechnęła się uprzejmie.
-Nie ma za co. Dostarczyłaś mi takiej rozrywki, że byłem ci to winien.
-Chyba przesadziłam....
-Chyba? Dziewczyno gdyby ktoś inny był na moim miejscu to pewnie w tej chwili siedziałabyś u Knota - powiedział, a rozbawianie nie znikało z jego głosu.
-Ale on też nie był bez winy! - uniosła się.
-Nie wiem, ale nienawidzę tych debili z ministerstwa więc stanąłem po twojej stronie.
-Dziękuję.
-Zdajesz sobie sprawę, że jesteś w moim domu ?
-Jest naprawdę ładny - rozejrzała się jeszcze raz po salonie.
-Tak, bo to mój dom. Nikt go nie odwiedza prócz dyrektora, więc nie mów nikomu, że tu byłaś, ale rzucę na ciebie  obliviate - w jego oczach pojawił się dziwny błysk.
-Nikomu nie powiem - powiedziała szybko.
-Dobrze, a teraz skąd masz różdżkę ?
Maika zastanawiała się przez chwilę, czy skłamać, ale wolała jednak tego nie robić.
-Od ojca...tego prawdziwego - wyjaśniła.
-Ah tak. Rozumiem. Nie będę więcej pytał.
Wziął butelkę, którą wcześniej przyszykował i nalał do kubków trunek. Podał dziewczynie napój.
-Masz, to piwo kremowe.
-Chce mnie pan upić? - zaśmiała się.
-Może...- odpowiedział poważnie.
Marika piła powoli napój i delektowała się jego smakiem. Wolała wino, ale w tej chwili wszystko było dobre.
-Jak ci poszły testy?
-Naprawdę dobrze. Znaczy mam taką nadzieję..
-Ja będę je sprawdzać.
-Dlaczego pan?
-A dlaczego nie?
-Myślałam, że ten idio...Carey.
-Mi dyrektor przydzielił to zadanie. Inne testy tez będą ci sprawdzać nauczyciele z Hogwartu.
-Hmm  to dobrze.
Siedzieli przez chwile w ciszy, aż Snape wstał. Podszedł do półki i wziął jedną z książek. Wrócił do dziewczyny kładąc lekturę na jej kolana.
-Powtórz sobie a ja zaraz wrócę. Przeczytaj o wywarze spokoju.
Marika tylko kiwnęła głową, odłożyła kubek i wzięła się za czytanie. Wyszukała w spisie treści danego eliksiru i zaczęła czytać, a Snape zniknął za jednymi z drzwi.
********************************************************************
Eh nie podoba mi się. Cholernie mi się nie podoba. 

wtorek, 4 grudnia 2012

Rozdział VII
Testy cz. I


  Severus wstał około siódmej. Miał niewiarygodnie zły humor już od samego rana. Pierwszym powodem złego samopoczucia byl niewiarygodny kac po wczoraj. Wypił swój "złoty środek" i odetchnął z ulgą. Z pewnością Lucjusz nie ma nawet lekkiego bólu głowy. Nie ważne ile by pił, następnego dnia i tak nic mu nie jest. Często zabawiali się w weekendy, gdy chodzili jeszcze do szkoły. Lucjusz był prefektem naczelnym więc przemycenie kilka butelek ognistej nie było dla niego problemem. Więc razem z Malfoyem, Regulusem oraz jeszcze innymi chłopakami bawili się w pokoju wspólnym do rana. Oczywiście, gdy rano się budzili żałowali tego całego picia. Zawsze te same słowa" następnym razem nie pije" choć były one nic nie warte, bo jak tu się oprzeć cudownej ognistej whisky? Nie mieli eliksiru na kaca więc cały dzień chodzili jak naćpani.  Lucjusz miał z tego niezły ubaw. Zawsze pełen gracji i nawet nie ma pieprzonego bólu głowy. Czysta niesprawiedliwość. Drugim powodem jest fakt, że za jakieś dwie godziny miał się wybrać z przyszłą uczennicą do ministerstwa. Do tych nieudolnych i nadętych urzędników, by spędzić tam pół dnia bez żadnego zajęcia. I tak w dzień, w dzień  przez tydzień. Merlinie ratuj...
  Wstał z łóżka o podszedł do lustra, by zobaczyć swój stan. Był w samych bokserkach i źle zapiętej koszuli. Oczy miał podkrążone, ale nie był pewny czy to przypadkiem nie jest normalne u niego. Włosy jak zwykle tłuste. Ehh nie ważne co by z nimi robił i tak nie będą lepiej wyglądać. Krzywy, wielki nos. Okropność. Tak samo jak jego ziemista cera. Rozpiął koszulę. Blizny. Całe ciało z bliznach. Biała jak kreda skóra, przez brak kontaktu ze słońcem, a na niej tak bardzo widoczne rany przez jego głupotę. I mroczny znak. Jego przekleństwo. Westchnął i poszedł by wziąć długa kąpiel.
  Gdy wyszedł było już po ósmej. Ubrał się w swoją"ukochaną" czarną szatę i poszedł do kuchni. Pierwszą filiżankę kawy wypił ciurkiem. Miała ona go pobudzić do życia. Za to drugą się delektował jak najdroższym winem. Choć nie lubił tego smaku, to każda kropla tego trunku pozwalała mu utrzymać energię przez cały dzień. Stanął przy oknie. Jezioro błyszczało przez promienie słoneczne, a dokoła niego lekko kołysały się drzewa przy każdym podmuchu wiatru. Cisza i spokój. No cóż w końcu te małe jeziorko i kawałek lasu jest jego własnością. Piękne jest życie gdy jest się Mistrzem Eliksirów i dzięki zarobionym geleonom można kupić sobie tak piękny dom, w tak cudownym miejscu. Dopił kawę, pozmywał i zerknął na zegarek. Była już 8:40. Jeszcze pić minut..o przecież musi być punktualny. Wyszedł z domu i zaczął wdychać świeże powietrze. Podszedł do brzegu jeziorka, przykucnął i zanurzył palce w kryształowo czystej wodzie. Była zimna, ale przyjemna. Jedynie Albus widział to przepiękne miejsce. I dobrze. Wstał, otrzepał szatę i teleportował się pod dom dziewczyny.
 Wylądował tam gdzie Albus mu kazał. Za krzakami, przy domu Mariki, by mugole go nie zauważyły. Było by to dziwne, gdyby znikąd pojawił się na środku ulicy jakiś mężczyzna w  dziwacznej szacie. Zapukał do drzwi. Po chwili usłyszał, że ktoś szybko schodzi po schodach by mu otworzyć. Dosłownie po ułamku sekundy w progu stała uśmiechnięta dziewczyna. Miała na sobie białą koszulę oraz czarne jeansy. Pod szyja miała zawiązaną zieloną kokardę, a na ręce kilka bransoletek z kolcami....pieszczochy. Dziewczyna wpatrywała się w niego jeszcze przez chwile, aż w końcu się odezwała
  -Dzień dobry profesorze - przywitała się.
  -Co ty masz na twarzy ? - usłyszała zamiast przywitania.
  -A co mam?
  -Coś czerwonego...
  -A to pewnie farba, przed chwilą malowałam. Proszę niech pan wejdzie i poczeka. Ja szybko pójdę to zmyć.
Marika truchtem pobiegła na górę, a Severus wszedł do salonu. Nie podobał mu się ten pokój. Był zbyt jasny. Dzieciństwo  spędził w ciemny i ponurym domu ojca, a teraz mieszka jak nie w lochach to w swoim mrocznym domu. Słońce po prostu go "bolało". Nie lubił go i raczej nigdy nie zmieni zdania. Podszedł do półki ze zdjęciami. Zerknął na jedno. Widniała na nim mała dziewczynka z czarnymi włosami. Była chuda....bardzo chuda. Jej twarz była blada, a oczy dookoła miała tak czarne, jakby ktoś pomalował je cieniami, oprócz tego były zakrwawione. Na rękach miała różne sine plamy. Sama postać powinna wydawać się przerażająca, jednak coś sprawiało, ze wcale taka nie była. Uśmiech. Potrafiła się cieszyć....szczerze cieszyć choć tak wyglądała. Nie wiarygodne, ze wyszła z tego cało. Przyglądał się chwilę jeszcze innym fotografią. Zdjęcia były ułożone w kolejności jak rozwijała się jej choroba. Na początku  ją dosłownie niszczyła. Ciało było prawie całe fioletowe...jakby zaczynało gnić, jednak z czasem wyglądało coraz lepiej. Severus był w szoku. Spotkał się z wieloma zjawiskami chorób, ale to było jak wyjęte z horroru. Wyglądała jak zombi. Padł na fotel. Chwilę potem pojawiła się Marika.
  -Przepraszam, ze tyle to trwało. Sprzątałam jeszcze po sobie. Ruszamy ?
  -Oczywiście.
Podszedł do dziewczyny i niepewnie złapał ją za ramiona. To był chyba najbliższy kontakt jaki kiedykolwiek miał z uczniem. Poczuł zapach lilii od niej. Pachniała dość ładnie. Miała spuszczoną głowę w dół.....znając życie brzydziła że ktoś taki ją dotyka. Westchnął w myślach i teleportował się do ministerstwa.

Wylądowali w głównym holu edukacyjnym. Odbywały się tu lekcje dla rozpuszczonych dzieci najważniejszych urzędników. Odsunął się od dziewczyny o kilka kroków.
   -W której sali uczyłaś się eliksirów ?
   -W ósemce, niech pan idzie za mną - uśmiechnęła się dziewczyna i poszła przodem.
"Niech pan idzie za mną " ? Czy ona bierze, go za idiotę i myśli, ze nie zna cyferek.....? Albo to zwykła uprzejmość. Trudno to rozróżnić.
Podeszli pod wskazany pokój. Marika zapukała. Po chwili drzwi otworzył im  wysoki, młody mężczyzna. Miał prawdopodobnie tyle lat co Severus, jednak Snape nie mógł z nim nawet konkurować. Był nieziemsko przystojny. Blond włosy, zielone oczy, po prostu "przystojniaczek".  Wyraz jego twarzy by  niewiarygodnie poważny...taki...pusty. Dodawało mu to kilka lat oraz sprawiał wrażenie nadętego idioty. Pewnie to nie tylko wrażenie. Przynajmniej Severus potrafił zachować powagę, zabijając innych wzrokiem. To była atrakcyjniejsza metoda.  Był ubrany w czarny mugolski garnitur. Coraz więcej urzędników ubierało się w ten sposób, jednak ta nowa moda nie przetrwa nawet dwóch miesięcy. Lucjusz zrobi z nimi porządek.
  -No nareszcie jesteś...-powiedział do Mariki z głosem pełnym nie chęci.
Severus się poczuł jakby usłyszał samego siebie. Ta sama niechęć na ich pierwszym spotkaniu. Jednak ten człowiek uczył ja tyle lat i widział jej chorobę, widział w jakim stanie była dziewczyna i nadal...
  -Przepraszam proszę pana - odpowiedziała dziewczyna.
  -Witam, jestem Matthew Carey- zwróciła się do Severusa wyciągając dłoń.
Snape zrobił to samo, jednak dość niechętnie.
  -Pan nie musi się przedstawiać, Severus Snape. Nasz sławny Mistrze Eliksirów.
  -Zgadza się -  odpowiedział obojętnie Severus.
  -Dzięki panu zabrałem się za Eliksiry.
  -Rozumiem - odpowiedział tak samo obojętnie jak poprzednio.
  -To może rozpoczniemy egzamin. Wejdźcie.
Marika zrobiła krok do przodu, jednak mężczyzna ją zatrzymał.
  -Najpierw dorośli - odezwał się, a w jego głosie dało się usłyszeć złość połączana z obrzydzeniem - brak kultury naprawdę..
Mężczyzna kiwnął do Snape'a by wszedł. Ten przekroczył próg oglądają się za dziewczyną. Miała zaszklone oczy, jednak wyraz twarzy miała stanowczy.  
Zrobił kilka kroków do przodu i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystkie ściany sali, jak podłoga i sufit były pokryte ciemnogranatowymi płytkami. Na środku stała pojedyncza ławka z przygotowanym już kałamarzem i testem. Dalej było przygotowane stanowisko do warzenia eliksiru. Przed ławką w której miała zasiąść dziewczyna, w odległości jakiś 3 metrów znajdowała się dłuższe biurko z przygotowanymi już dwoma krzesłami. Oczywiście poczęstunek musiał być. Herbatka ciasteczka. Ahh ta dobroć ministra....
 -Ty - Carey zwrócił się do dziewczyny - siadaj przy ławce i nie odwracaj testu puki nie powiem ze zaczynamy. My zajmijmy swoje miejsca.
Podszedł do biurka i zasiadł na wygodnie wyglądającym krześle. Zerknął na dziewczynę. Nie za bardzo się chyba przejmowała zachowaniem Carey'a. Czyżby była do tego przyzwyczajona...?
 -Możesz pisać odezwał się mężczyzna.
Marika odwróciła test i zabrała się do pisania. Urzędnik zaraz próbował wciągnąć Severusa w rozmowę.
 -Myślę, ze przyda jej się cisza.
 -Oh tak oczywiście - powiedział zgaszony mężczyzna. Sięgnął po ciasto i siedział cicho.

******************************************************************************
Nie ma jakoś ostatnio went na pisanie. Rozdział taki sobie. Przepraszam za błędy. Nie miała czasu ich poprawić.